Czy sankcje ekonomiczne są skuteczne? Od czego to zależy i do czego mogą prowadzić sankcje Zachodu w kontekście agresji Rosji wobec Ukrainy? To dylematy, z którymi mierzą się politycy i wsłuchująca się w ich głos opinia publiczna. Konflikt oznacza poważną zawieruchę na rynkach finansowych, a odczują ją także nasze portfele. W najczarniejszym scenariuszu, gdyby Zachód nałożyłby szeroko pojęte sankcje na Rosję, ale także inne państwa, które handlowałyby z nią, osłabiając tym samym wprowadzone restrykcje, konsekwencje są tak gigantyczne, że nie ma modeli ekonomicznych zdolnych do „wyplucia” twardych danych dla gospodarki.
W wypowiedziach polityków zachodnich nie słychać choćby szczątkowo głosów, że państwa NATO miałyby bezpośrednio przyjść militarnie z pomocą Ukrainie. Dotyczy to sytuacji aktywnego włączenia się w coraz bardziej eskalujący konflikt, a nie pośredniego wsparcia w postaci dostaw broni lub środków wspomagających prowadzenie działań zbrojnych (np. wyposażenie medyczne, odzież, środki rozpoznania). Powszechne jest za to inne podejście – oponenci pogłębiania się konfliktu rosyjsko-ukraińskiego skłaniają się do wywierania nacisku za pomocą sankcji ekonomicznych.
W historii świata sankcje ekonomiczne nie są niczym nadzwyczajnym, gdyż są coraz bardziej nagminnie stosowane. Nie są też niczym nowym. Być może pierwszy ich przykład datuje się na czasy starożytne. Znawcy tematyki Gary Hufbauer i Jeffrey Schott, podają w książce „Economic sanctions reconsidered”, że historia sankcji sięga co najmniej 432 roku przed naszą erą, gdy ateński polityk Perykles w odpowiedzi na uprowadzenie trzech kobiet o poszlakowanej opinii z domu jego partnerki Aspazji wydał dekret megarejski. Dzięki tej decyzji Megara została odcięta praktycznie od dostaw zboża, gdyż sankcja polegała na zakazie korzystania tego państwa z portów w Atenach.

Infografika 1 – Wzrost liczby sankcji (źródło: PIIE)
Sankcje ekonomiczne można rozumieć jako celowe, inspirowane przez rząd/organizację ponadnarodową wycofanie się lub groźbę wycofania się ze zwyczajowych/tradycyjnych relacji handlowych lub finansowych. Stanowią nierzadko negatywną reakcję społeczności międzynarodowej, z którą spotyka się państwo naruszające normy prawa międzynarodowego. Tak naprawdę pojęcie jest o wiele pojemniejsze, gdyż nie raz sankcje nakładano, gdyż zagrożone były jedynie interesy jednej strony. Wszyscy pamiętają zapewne nie tak odległe czasy napięć amerykańsko-chińskich za kadencji prezydenta Trumpa, gdy za iskrę do restrykcji posłużyła chroniczna nierównowaga w bilansie wymiany handlowej.
Celem sankcji jest zwiększenie kosztów działalności prowadzonej przez dany podmiot (kraj, korporację, osobę fizyczną), a niepożądanej przez inne. Skuteczność sankcji najlepiej zatem mierzyć tym, czy przyczyniły się one do zmiany postępowania, a nie tym, na ile okazały się one uciążliwe w wymiarze pieniężnym. Tym bardziej, że następstwem wprowadzenia sankcji przez jedną stronę są często retorsje, czyli kontrsankcje wymierzone w odwrotnym kierunku przez drugą stronę. W efekcie każdy podmiot uczestniczący w procesie cierpi, choć zwykle w różnym stopniu – per saldo ktoś mniej traci.
Jeszcze trzy dekady temu dominowała praktyka nakładania sankcji o bardzo szerokim zakresie, gdzie te o charakterze ekonomicznym stanowiły jedynie część większej układanki. Była ona krytykowana z tego powodu, że dotyczyła w dużej mierze państw niedemokratycznych, w których zdolność oddziaływania społeczeństwa na władzę była co najwyżej znikoma, a niejednokrotnie po prostu żadna. Takie działania niektórzy uważają obecnie za mało efektywne, ponieważ prowadzą raczej do pogorszenia sytuacji mas ludzi, a nie elit odpowiedzialnych za niepożądaną politykę państwa. Zgodnie z popularnym powiedzeniem „rząd się zawsze wyżywi”. Pod wpływem takich przekonań zaczęto odchodzić od sankcji masowego rażenia na rzecz sankcji precyzyjnego rażenia.
W ekonomii najczęściej sceptycznie podchodzi się do skuteczności sankcji. Dominuje przekonanie, że choć politycy sięgają po nie ochoczo, to nie są to efektywne narzędzia. Być może jest to wynikiem binarnego i nieco idealistycznego podejścia – albo sankcje działają w 100% albo po prostu nie działają. Jest to założenie wątpliwe, gdyż funkcjonowanie gospodarki wiąże się z ryzykiem, a sukcesu nie da się zagwarantować.
Zespół badaczy z Peterson Institute for International Economics (PIIE) przeprowadził analizę skuteczności sankcji. Próba objęła 204 przypadki w okresie od I Wojny Światowej do 2000 roku. Kryterium obrazującym skuteczność była zmiana w polityce, zachowaniu się lub rządzie kraju objętego restrykcjami. Wnioski płynące z opracowania pokazywały, że sankcje odnoszą sukces w około 1/3 przypadków ogółem, ale wskaźnik sukcesu zależy w dużej mierze od rodzaju zamierzonych celów – najlepiej, gdy są one ograniczone i jasno określone.

Infografika 2 – Skuteczność sankcji ze względu na cel (źródło: PIIE)
Wyższy odsetek sukcesu cechował kraje demokratyczne, a nie autokratyczne. Think-tank w celu uzyskania lepszego zróżnicowania ustrojowego poza demokracją i autokracją wziął pod uwagę anokrację. Anokracja jest pośrednim reżimem politycznym między demokracją a autokracją. Cechują go m. in. przeprowadzanie wyborów pozbawionych standardów międzynarodowych, utrudnianie prowadzenia działalności partii politycznych, skorumpowanie elit politycznych, a także słaba pozycja niezależnych mediów. Przy tym zachowane są elementy demokracji m. in. prawa obywatelskie, w tym wolność wypowiedzi czy wolność zrzeszania się.

Infografika 3 – Skuteczność sankcji ze względu na ustrój państwa docelowego (źródło: PIIE)
Z badania PIIE płyną jeszcze inne wskazówki:
- sukces może oznaczać, że sankcje znacząco przyczyniły się do częściowego lub pełnego osiągnięcia celu polityki zagranicznej, ale częściowe powodzenie jest o wiele częstsze niż pełne powodzenie,
- sankcje zróżnicowane – obejmujące kombinację środków handlowych i finansowych – odnoszą sukces częściej niż przypadki obejmujące tylko sankcje handlowe,
- przykręcanie śruby, czyli stopniowe wprowadzanie sankcji jest mniej skuteczne niż ich pełne stosowanie, choć dyplomaci uwielbiają tak właśnie postępować,
- współpraca międzynarodowa nie gwarantuje sukcesu, ale w ostatnich latach objętych badaniem wyniki w zakresie sankcji wielostronnych były lepsze, niż wyniki w zakresie jednostronnych sankcji USA,
- ukierunkowane sankcje nie są bardziej skuteczne, niż tradycyjne środki. Natomiast te wymierzone w osoby fizyczne działają lepiej jako sygnalizator, niż środek przymusu.

Infografika 4 – Skuteczność sankcji ze względu na zastosowane narzędzia (źródło: PIIE)
Niedostatkiem analizy PIIE jest to, że dotyczy ona wprawdzie bardzo długiego szeregu czasowego, lecz nie odnosi się do ostatnich dekad, w których wiele działo się na arenie geopolitycznej, a sankcje były szeroko stosowane. Naukowcy z Uniwersytetu w Poznaniu i niemieckiego Uniwersytetu w Konstancji skupili się na efektywności sankcji ekonomicznych w bardziej współczesnych czasach. Wzięli pod lupę restrykcje nałożone przez Stany Zjednoczone, ONZ i Unię Europejską (UE) w latach 1989-2015. Z badania wyszło, że z 81 sankcji nałożonych przez UE w tym okresie prawie 2/3 osiągnęło swoje cele w całości lub części. O wiele niższa skuteczność opisywała działania USA niż UE, co zdaniem zespołu badawczego może wiązać się z tym, że w przypadku pierwszego państwa sam fakt wypowiedzenia groźby nałożenia sankcji (a nie faktycznej decyzji) był wystarczający.
Dlaczego zatem sankcje cieszą się popularnością, mimo że ich efektywność może nie być zachwycająca, a już z pewnością optymalna? Warto w tym miejscu zastanowić się, co może być alternatywą wobec ich stosowania. Mają one zastępować przymus militarny przymusem o charakterze ekonomicznym. Ewentualnie pozostaje ostatnia alternatywa – nic nie robić. Być może jest ona najgorszym rozwiązaniem, bo bezczynność może rozzuchwalać. Pamiętacie, jak byliście dziećmi? Wielu z nas dopuszczało się pewnie różnych nieszablonowych zachowań, testując w ten sposób wyrozumiałość rodziców i sprawdzając, dokąd można przesunąć granice ich wytrzymałości. Brak akceptacji dla takiego postępowania z ich strony zazwyczaj studził najdziksze uczynki.
NAJGORSZE SCENARIUSZE ROZWOJU SYTUACJI I CO Z NICH WYNIKA?
Analitycy niderlandzkiego Rabobanku skupili się na najbardziej pesymistycznych scenariuszach rozwoju sytuacji geopolitycznej, które były związane z poziomem eskalacji napięć rosyjsko-ukraińskich i wdrażania sankcji. W drzewie algorytmicznym wygląda to tak, że Rosja i Białoruś najeżdżają Ukrainę (a zatem dochodzi do uderzenia wielokierunkowego), a następnie są trzy alternatywy.
Scenariusz A – Zachód w obliczu krótkiej wojny nic nie czyni. Nie ma odpowiedzi bezpośrednio militarnej, ani nie ma sankcji. Ten scenariusz nie ma bytu po ostatnich decyzjach państw i UE, które polegały na wdrożeniu sankcji. Scenariusz B: Zachód nie reaguje zbrojnie, ale nakłada faktyczne sankcje ekonomiczne na eskalujących – i to się stało. Scenariusz C – brak bezpośrednich działań militarnych Zachodu, ale sankcje są najszerzej zakrojone. Obejmują nie tylko Rosjan, ale także państwa, które z nimi kooperują, ponieważ można zakładać, że w porządku międzynarodowym pojawią się kraje niezadowolone z takich działań. Wtedy mamy układ – sankcje pierwotne i wtórne.
O ile w przypadku dwóch pierwszych scenariuszy analitycy banku potrafili wyliczyć konsekwencje dla światowej gospodarki, o tyle w trzecim ich zdaniem jest to niewykonalne.
„Scenariusz C oznacza wojnę, nałożenie przez Zachód skutecznych sankcji na Białoruś/Rosję, a następnie sankcji wtórnych na inne gospodarki, w tym Chin, które utrzymują kontakty z Rosją. Co najważniejsze, miałoby to tak destrukcyjny wpływ na światowe przepływy handlowe, że modele makroekonomiczne nie są w stanie tego uchwycić: żaden model zglobalizowanej gospodarki międzynarodowej nie jest w stanie opisać tej sytuacji” – napisali eksperci Rabobanku.
A Chiny przyjęły bardzo powściągliwe stanowisko wobec wojny na Ukrainie. Dobrze je oddaje wypowiedź rzeczniczki chińskiego resortu spraw zagranicznych, która oświadczyła niedawno, że Rosja to niepodległy kraj i może sama podejmować decyzje w oparciu o własne interesy. Jednocześnie sprzeciwiła się nazywaniu rosyjskich działań na Ukrainie “inwazją” i oskarżyła USA o podsycanie napięć.
W analizie niderlandzkiej instytucji przyjęto szereg założeń. Dotyczyło to przede wszystkim zakłóceń w wymianie handlowej. W Scenariuszu A wojna zakłóca światowy handel na okres maksymalnie sześciu miesięcy. Znacząco spadają przepływy handlowe, zwłaszcza między UE a Rosją.
W Scenariuszu B nałożenie sankcji na Rosję, okupowaną Ukrainę i Białoruś przez USA, UE, Australię, Nową Zelandię, Japonię i Koreę zasadniczo zmienia strukturę światowego handlu. Zdaniem Rabobanku można zakładać, że niektóre kraje będą jednak próbowały ominąć takie sankcje.
„Chiny zadeklarowały, że będą współpracować z Rosją. Zakładamy zatem, że handel towarami o wartości 100 mld dolarów, który wcześniej odbywał się między krajami objętymi sankcjami a Rosją, jest przekierowywany do Chin z upustami cenowymi, podczas gdy inne kraje płacą wyższe ceny” – wyjaśnili analitycy.
Do tego przyjęli oni, że następstwem wojny są ostre zawirowania na światowych rynkach finansowych, co przełożyłoby się na wzrost premii za ryzyko (nadwyżka, jakiej oczekują lokujący kapitał w bardziej ryzykowne aktywa, ponad stopę wolną od ryzyka, mierzoną rentownością obligacji skarbowych wysokiej jakości – np. amerykańskich). W Scenariuszu A eksperci Rabobanku przyjęli stosunkowo niewielki ogólny wzrost globalnej premii za ryzyko inwestycyjne, porównywalny ze wzrostem zaobserwowanym po aneksji Krymu w 2014 r. W Scenariuszu B zwiększyli oni globalną premię za ryzyko inwestycyjne do poziomu porównywalnego ze wzrostem zaobserwowanym podczas drugiej wojny w Zatoce Perskiej w 2003 roku. To jednak przeciętne poziomy premii za ryzyko. W rzeczywistości nie byłyby równomiernie rozłożone pomiędzy poszczególne państwa. Cezurą w tym przypadku jest uzależnienie danej gospodarki od importu netto surowców energetycznych. Im bardziej kraj zależny od przepływów nośników energii, tym większa premia za ryzyko. Najbardziej narażone na wzrost premii za ryzyko są Indie, Japonia, Turcja, Grecja i Chiny (w analizie brak danych dla Polski). Najmniej uzależnione od energii są z kolei Rosja, Norwegia i Australia.

Infografika 5 – Zachowanie się wybranych aktywów w Scenariuszu A (źródło: Rabobank)
Skoro już jesteśmy przy nośnikach energii ekonomiści Rabobank zakładają wzrost ich cen. W Scenariuszu A ropa odmiany Brent idzie w górę. Silny popyt na „czarne złoto” stałby za potrzebą gromadzenia zapasów, wzrosłyby również koszty tranzytu i wpływ na kurs surowca miałaby też premia za ryzyko geopolityczne. Przykładem podobnych zakłóceń na rynku ropy naftowej była wojna domowa w Libii w 2011 roku, gdy baryłka Brent powędrowała z 90 dolarów do ponad 125 dolarów w ciągu czterech miesięcy. Scenariusz B to jeszcze wyższe ceny ropy naftowej – doszłaby do 135 dolarów. Trudna sytuacja zapanowałaby również w segmencie gazu ziemnego. „Nie wiadomo, jak wysoko ceny gazu ziemnego mogą wzrosnąć w przypadku zakłóceń w dostawach, biorąc pod uwagę, jak wysokie są już ceny w stosunku do historii, ale w Scenariuszu A zakładamy 175 dolarów za baryłkę ekwiwalentu ropy naftowej, a w Scenariuszu B już 215 dolarów, i to przez znacznie dłuższy czas. Jedynym ratunkiem może być fakt, że zbliżamy się do końca zimowych miesięcy o wysokim popycie, dzięki czemu rynek będzie miał kilka miesięcy na dostosowanie się” – wyjaśnił bank.

Infografika 6 – Zachowanie się wybranych aktywów w Scenariuszu B (źródło: Rabobank)
Trudne warunki wystąpiłyby ponadto w segmencie surowców rolnych. W Scenariuszu A wojna spowodowałaby wstrzymanie eksportu pszenicy, jęczmienia i kukurydzy z Ukrainy. W efekcie należałoby się spodziewać 30% wzrostu cen pszenicy i 20% kukurydzy. Jeszcze gorzej wygląda Scenariusz B. Gdyby sankcje obowiązywałyby do lipca, kiedy rozpoczynają się zbiory kolejnych plonów, to doprowadziłoby to do istotnego spadku dostępności zbóż na świecie. Konsekwencje są bolesne zwłaszcza w przypadku pszenicy, której cena podwoi się, a kukurydzy i jęczmienia pójdzie w górę o 30%. Mogłoby to być korzystne dla rolników, a na pewno niekorzystne dla przeciętnych zjadaczy chleba. Uprawiającym ziemię spokój mógłby zmącić wzrost cen nawozów sztucznych. Rabobank spodziewa się, w Scenariuszu A pójdą one w górę o 20%, zaś w wariancie B o 40%. To wszystko dotkliwie mogliby odczuć konsumenci.
INFLACJA PÓJDZIE W GÓRĘ, A WZROST PKB ZOSTANIE PRZYTŁUMIONY
Konsekwencją tych założeń są obliczenia dla podstawowych agregatów makroekonomicznych – inflacji i PKB. Inflacja (CPI) od dłuższego czasu jest powodem do obaw gospodarstw domowych i korporacji. A wojna na Ukrainie dorzuca dodatkowe punkty procentowe (pp) wzrostu wskaźnika cen konsumpcyjnych. I to w niektórych przypadkach niemarginalne.
Scenariusz A przewiduje znaczną korektę w górę globalnej inflacji w 2022 r. w przedziale 0,6-1,6 pp. Następnie dochodzi do korekty o 0,7 pp w następnym roku. O wiele poważniejsze skutki miałaby materializacja Scenariusza B. Co gorsza bardziej rozciągnięte w czasie. CPI w 2022 r. poszedłby w górę o dodatkowe (wobec prognoz sprzed wojny na Ukrainie) 1,3-3,5 pp, a następnie w 2023 r. o kolejne 1,4-5,9 pp. W Scenariuszu B dodatkowa inflacja spowodowana konfliktem najmocniej daje się we znaki głównie rynkom wschodzącym (do tej grupy zalicza się też Polskę), w tym Brazylii, Meksykowi, Indiom i Chinom, choć swoje dostaje cały świat. Szczegóły widać na poniższym wykresie, na którym na granatowo został zaznaczony 2022 r., a na pomarańczowo 2023 r. „Wpływ wyższych cen żywności na biedniejsze gospodarki może okazać się destabilizujący pod względem społeczno-gospodarczym. Nawet w gospodarkach rozwiniętych, gdzie żywność ma znacznie mniejszy udział w koszykach konsumpcyjnych, może to zwiększyć presję na wyższy wzrost płac nominalnych, która już się już się nasila, i/lub podsycać populizm polityczny. Zwiększa to ryzyko dalszego wzrostu presji inflacyjnej, ale jest to prognoza z zakresu ekonomii politycznej, a nie ekonomii” – ocenili specjaliści niderlandzkiego banku.

Infografika 7 – Inflacja w Scenariuszu B (źródło: opracowanie własne na podstawie Rabobank)
Dobrych wieści nie ma także w odniesieniu do wzrostu gospodarczego. Niższa konsumpcja prywatna i inwestycje powodują niewielką korektę oczekiwań co do PKB. W USA ta obniżka oczekiwań zmniejsza wzrost gospodarczy o 0,2 pp, zaś w strefie euro o 0,3 pp. O wiele większy uszczerbek PKB wiąże się ze Scenariuszem B. W porównaniu z przewidywaniami sprzed czasów wojennych (ang. baseline scenario) wzrost gospodarczy w Stanach Zjednoczonych topnieje o 0,4-0,6 pp w latach 2022-2023. Sytuacja geopolityczna mocniej uderza w Europę. PKB strefy euro traci 0,6-1,1 pp, a dla Niemiec, najważniejszego partnera handlowego Polski uszczerbek wzrostu gospodarczego wynosi 0,8-1,1 pp.

Infografika 8 – Globalny wzrost gospodarczy w scenariuszu bazowym, Scenariuszu A i B (źródło: Rabobank)
Splot podwyższonej dynamiki inflacji i przytłumienia wzrostu gospodarczego będzie stanowić o wiele wyższe wyzwanie dla banków centralnych, w tym naszej RPP. Jeszcze bardziej z powodu inflacji spadnie siła nabywcza naszych portfeli, której co gorsza nie będą sprzyjać potencjalne stopy zwrotu z oszczędzania (system bankowy, instrumenty dłużne, akcje). Prawdopodobnie zwiększy się wśród ekonomistów narracja o stagflacji, z którą walka jest kłopotliwa. Więcej o tym, czym jest stagflacja przeczytasz tu: https://pl.wikipedia.org/wiki/Stagflacja.
Rabobank szacuje, że z rynków akcji odpłyną biliony dolarów (na poniższym wykresie jaśniejsze odcienie kolorów zostały przypisane do Scenariusza B, natomiast ciemniejsze do Scenariusza A).
„Scenariusz A sugeruje ryzyko korekty na rynku akcji, czyli spadku o 10% w stosunku do obecnych poziomów zakładając, że nie został on jeszcze w pełni wyceniony, a naszym zdaniem tak właśnie jest. Scenariusz B oznacza ryzyko rynku niedźwiedzia, czyli spadek o 20% w stosunku do obecnych poziomów, zakładając, że nie jest to jeszcze w pełni uwzględnione, co naszym zdaniem ma miejsce” – wskazali eksperci instytucji. Z racji wielkości rynku kapitałowego najbardziej ucierpią Stany Zjednoczone (lewa oś na poniższym wykresie) – przecena będzie liczona w bilionach dolarów. Silnie odczują ją też giełdy strefy euro – w Scenariuszu B wartość akcji zmniejszy się o ponad bilion dolarów.

Infografika 9 – O ile miliardów dolarów zmniejszy się kapitalizacja wybranych rynków akcji w Scenariuszu A i B (źródło: opracowanie własne na podstawie Rabobank)
Przytłumienie dynamiki wzrostu gospodarczego oznacza, że będziemy „biedniejsi” w porównaniu do oczekiwań rynkowych z okresu przedwojennego. Widać to choćby na przykładzie PKB PPP na osobę w cenach stałych w dolarach. Tego typu kalkulacje przygotował Rabobank. W Scenariuszu A obronną ręką wychodzi Rosja, w której PKB na mieszkańca rośnie o niemal 1 tys. dolarów – tutaj niezwykle korzystny wpływ miałyby wzrostu cen na rynku surowcowym. Federacja Rosyjska ucierpiałaby z kolei na Scenariuszu B, czyli wojna, ale połączona z sankcjami ze strony Zachodu. Taki wariant wiązałby się z obniżeniem potencjalnego PKB na osobę o blisko 1,5 tys. dolarów.

Infografika 10 – Na ile wpłynie wojna na wzrost PKB na osobę w porównaniu z wartościami wskaźnika sprzed wojny (źródło: opracowanie własne na podstawie Rabobank)
CIĄG DALSZY SANKCJI MOŻE NASTĄPIĆ
Mimo, że sankcje nie są cudownym antidotum na „skarcenie” niepożądanych zachowań na scenie międzynarodowej, to widać wyraźnie na bazie tych szacunków, że bez nich gospodarka rosyjska po prostu skorzystałaby na konflikcie zbrojnym z Ukrainą. A to może mieć dalsze nieprzewidziane geopolityczne konsekwencje.
Tym, co może sprzyjać nieskuteczności sankcji jest brak jednomyślności społeczności międzynarodowej. Zwykle znajduje się łamistrajk, którego interesy nie są zbieżne z resztą wspólnoty. Nie wydaje się to nadmiernie problematyczne do momentu, gdy nie chodzi o państwo o dużej gospodarce, a do tego powiązanej globalnie siecią różnych relacji z innymi krajami.
„Chociaż musimy podkreślić, że NATO nie będzie prowadzić wojny bezpośrednio z Rosją, a więc nie jest to III Wojna Światowa, o której mówimy, logiczny argument wskazuje na przyjęcie bardziej bolesnego ekonomicznie scenariusza B (i ryzykując ewentualnie Scenariusz C), aby zapobiec najbardziej bolesnemu geopolitycznemu rezultatowi (scenariusz A), co oznacza, że musimy zakończyć ten raport od tego, co Keynes napisał o płaceniu za II Wojnę Światową w 1940 roku: Niechęć do zmierzenia się z pełnym rozmiarem naszego zadania i pokonania go jest tchórzostwem” – podsumowali swoje opinie analitycy Rabobanku.
W dość podobnym tonie przed wybuchem konfliktu wypowiadał się Francesco Giumelli, profesor niderlandzkiego Uniwersytetu w Groningen. „Mówienie o opcjach nuklearnych w kontekście sankcji może w mniejszym lub większym stopniu przywrócić równowagę w rozmowach dyplomatycznych. Ale jeśli tamci przerzucają 130 tys. żołnierzy, a potem pojawiasz się ty, mówiąc: bo przestanę sprzedawać ci torebki Gucci, to wysyłasz zły sygnał. To jak pójście z nożem na pojedynek rewolwerowców” – powiedział Politico naukowiec.
Najnowsze komentarze